Zapożyczenia w języku, nie tylko polskim

Język polski, tutaj nie ma specjalnie co ukrywać, należy do tych języków, czy, szerzej, do tych grup językowych, które przez specjalistów, to znaczy językoznawców tudzież badaczy języków (lingwistów), zaliczane są do tych najtrudniejszych, co sprowadza się do tego, że są najmniej (najwolniej) przyswajalne przez osoby rzeczonym językiem, w tym wypadku językiem polskim, nie operującym na co dzień.

W artykule niniejszym nie chodzi o to, by ową arcytrudnością epatować, nie chodzi o to, żeby skupić się li tylko na tej trudnej czy wręcz arcytrudnej, jak zostało podkreślone, przyswajalności języka ojczystego, polskiego, niemniej, nie zapominając o niej, oczywiście, lecz myślą przewodnią powinna być swego rodzaju uniwersalność języka polskiego, w tym sensie, że będzie on jedynie ilustracją, przykładem, na którym zostanie przedstawiony pewien szerszy, natury ogólnej – problem.

A skoro mowa o problemie, chociaż, w naszym wypadku, lepiej będzie powiedzieć – zagadnieniu, to wyłóżmy, jeśli wolno nam użyć tak dalece kolokwialnego określenia, otóż wyłóżmy karty na stół: przed oczami staje nam problem zapożyczeń językowych, który dotyczy, jak wolno przypuszczać, większości, jeśli nie wszystkich, języków, aczkolwiek poniżej odniesiemy się jedynie do kwestii związanych z językiem polskim.

Naturalnie, czegokolwiek by nie sądzić, opinie językoznawców, lingwistów, cokolwiek by o nich nie mówić, pozostaną zawsze tylko opiniami, wszakże, z drugiej strony, jeśli można jakiejś sprawie nadać wydźwięk merytoryczny, jeśli można i trzeba jakiejś sprawie, jak w naszym przypadku, przyjrzeć się bliżej, to, w każdym razie, opinia fachowca, komentarz specjalisty, będzie możliwie najbardziej obiektywnym, bezstronnym, miejmy nadzieję, spojrzeniem na zagadnienie.

Z tych, między innymi, wyżej wymienionych powodów, czy, ujmijmy to inaczej, swego rodzaju targających nami przy pracach nad tą publikacją wątpliwości, poprosiliśmy o opinię, wypowiedź, istotny komentarz, językoznawcę, dyplomowanego lingwistę, pracownika naukowego Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, doktora Jaromira Jagodzińskiego, kierującego pracami Katedry Języka Polskiego na wspomnianej przed momentem lubelskiej, bardzo zasłużonej w naszych dziejach, uczelni.

– Tematyka, w sprawie której zostałem poproszony o wypowiedź – mówi w rozmowie z nami doktor Jagodziński – należy do zagadnień, jakimi ja oraz moja Katedra zajmujemy się bezpośrednio niemal codziennie. Przypadkowemu obserwatorowi mogłoby wydać się dość podejrzane, że takiej, dość w sumie trywialnej kwestii, codziennej, by ująć to dosadnie, otóż takiemu delikwentowi mogłoby się wydać naciągane, że tej tematyce nie tylko poświęcono artykuł, do którego mam zaszczyt się wypowiedzieć, ale również w pewnym stopniu dedykowano uczelnianą placówkę, którą mam przyjemność kierować – śmieje się doktor Jagodziński.

– Długo można by mówić – kontynuuje Jagodziński – wszak prawda jest taka, że zapożyczenia językowe są stare jak świat, a raczej – dodaje Jagodziński z uśmiechem – a raczej stare jak język. Weźmy jako ilustrację, na ten przykład, słowo, event, które, nie mam tu żadnych wątpliwości, na dobre zagościło się, albo, mocniej to akcentując, by znów powołać się na dosadny kolokwializm, na dobre rozsiadło się najwygodniej jak można w języku polskim, czy, lepiej powiedzieć – w naszej codziennej, potocznej mowie. I nie jest to żadna polska osobliwość, żaden wyjęty z szerszego kontekstu wyjątek, lecz normalna, ogólna, językowa prawidłowość, naturalna tendencja. No bo spójrzmy – Jagodziński przegląda niewielki notatnik, po czym włącza przeglądarkę internetową na swoim laptopie – spójrzmy tylko, jaką popularnością cieszy się chociażby hasło „agencje eventowe Poznań”, które pojawiło mi się jako pierwsze, acz wiemy wszyscy przecież doskonale, że nie jest to przypadłość wyłącznie poznańska, albowiem organizacja imprez Poznań czy Kraków, to w zasadzie zjawisko, które sprowadza się do tego samego, czyli do organizacja imprez firmowych Poznań, Kraków, Wrocław czy nawet w samej Warszawie. Mamy też słynnego „menedżera”, słowo, które mogłoby w omawianej teraz tematyce służyć za wzorcowe exemplum, my to doskonale rozumiemy, ale przedstawiciele pokoleń odrobinę młodszych, późniejszych, że tak powiem, mogą już tych językowych niuansów nie rozróżniać, nie ogarniać, że tak powiem, żargonem dzisiejszej młodzieży, dzisiejszej młodzieży językiem się posługując. Weźcie sobie państwo, zupełnie losowo, przypadkowo, jakkolwiek, otóż weźcie sobie państwo jakąkolwiek, niech mi będzie wybaczone dwukrotne użycie w jednym zdaniu tego samego sformułowania, albo tego samego typu sformułowania, a niech tam, się usprawiedliwię, tak więc weźcie państwo sobie do ręki pierwszą z brzegu wizytówkę, pierwszego z brzegu przedstawiciela dowolnej firmy. No i czy znajdziecie tam, drodzy państwo, osobnika – dajmy na to, Jana Kowalskiego czy innego Piotra Nowaka – czy znajdziecie tam, powiedzmy, Jana Kowalskiego – kierownika, naczelnika czy opiekuna? Otóż, nie! Znajdziecie tam, mili państwo, w zamian za to: Jan Nowak, manager, key account czy inny sales director, i nie będzie to żadna osobliwość, jak wspominałem, ale fragment szerszej tendencji – kończy doktor Jagodziński.

Sądzimy, że cokolwiek by tu nie mówić, coś jest na rzeczy. A nawet – bardzo na rzeczy.